PROLOG
Muzyka VANGELIS
Narrator – Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. A ziemia była zupełnym pustkowiem, ciemność zalegała głębię wód, a tchnienie Boże unosiło się nad wodami. I rzekł Bóg: „Niech powstanie światło!” I światło powstało. I widział Bóg, że dobre jest światło, i rozdzielił Bóg światło od ciemności; nazwał światło dniem, a ciemność nocą. I tak nastał wieczór. I nastał poranek, dzień pierwszy.
I rzekł Bóg: „Uczyńmy ludzi na obraz nasz, podobnych do nas, a niech władają rybami morza i ptactwem nieba, i domowymi zwierzętami, i wszelkimi płazami pełzającymi po ziemi”.
I stworzył Bóg ludzi na obraz swój, na obraz Boga stworzył ich: stworzył mężczyznę i kobietę. I błogosławił im Bóg. I rzekł do nich: „Płodni bądźcie i mnóżcie się: napełniajcie ziemię i ujarzmiajcie ją. Władajcie rybami morza i ptactwem nieba, i wszystkim zwierzęciem, ruszającym się na ziemi”. I wziął Jahwe-Bóg człowieka i osadził go w ogrodzie Eden, aby go uprawiał i strzegł. I przykazał mu Jahwe-Bóg.
Głos Boga: Możesz jeść do woli ze wszystkich drzew ogrodu, ale z drzewa, które daje wiedzę o dobru i złu, jeść nie będziesz! Gdybyś z niego zjadł, czeka cię pewna śmierć!
Chwila ciszy
Narrator: A ze wszystkich dzikich zwierząt, które stworzył Jahwe-Bóg, wąż był najbardziej przebiegły. I odezwał się do kobiety.
Muzyka VANGELIS
Głos Węża: Czy doprawdy Bóg zapowiedział, że nie wolno wam jeść ze wszystkich drzew ogrodu?
Głos Ewy: Wolno nam jeść owoce ze wszystkich drzew tego ogrodu! Tylko o owocach drzewa, które jest w środku ogrodu, powiedział Bóg: „Nie wolno wam z niego jeść, nie wolno wam go dotykać, abyście nie pomarli”.
Głos Węża: Na pewno nie pomrzecie. Ale wie Bóg, że gdy zjecie owoc z niego, otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg wiedzieli, co dobre i złe.
Ewa (widać samą rękę zza kurtyny) powoli zrywa owoc z drzewa, nadgryza go i podaje Adamowi, który również nadgryza owoc
Po chwili słychać triumfalny śmiech Szatana
Adam rzuca owoc w głąb sceny
Głos Boga: Adamie, gdzie jesteś?
Głos Adama: Z lękiem i zakłopotaniem Usłyszałem głos Twoich kroków w ogrodzie i przestraszyłem się, bo jestem nagi. Dlatego się ukryłem.
Głos Boga: Kto ci powiedział, że jesteś nagi? Czy jadłeś z drzewa, z którego zakazałem ci jeść?
Głos Adama: Kobieta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem.
Głos Boga: Cóżeś uczyniła?
Głos Ewy: Wąż mnie zwiódł i zjadłam.
Głos Boga: Ponieważ to uczyniłeś, jesteś przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i dzikich stworzeń. Czołgać się będziesz na brzuchu i prochem karmić po wszystkie dni twego życia. Nieprzyjaźń wprowadzam między ciebie a niewiastę, pomiędzy twoje potomstwo a potomstwo jej. Ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.
Przez scenę przechodzą Mężczyzna i Kobieta ubrani w skóry zwierzęce
Muzyka. VANGELIS
C Z Ę Ś Ć I
SCENA 1
Muzyka VANGELIS.
Maryja wchodzi i zajmuje się pracą domową.
Narrator – W Palestynie w małej mieścinie zwanej Nazaret, w ubogim, prostym domu, mieszkała młodziutka dziewczyna o imieniu Maryja. Jej życie nie było łatwe. Podobnie jak wielu rodaków, z utęsknieniem oczekiwała wolności ojczyzny, która była pod panowaniem rzymskim. Poza tym, król Herod, który okazał się marionetką w rękach cesarza Augusta, sprawował rządy w sposób bezwzględny i okrutny. Zabiegał jedynie o zachowanie swojej władzy, a nie o dobro narodu. Życie w takich warunkach wymagało dużo trudu i poświęcenia oraz zaufania Bogu.
Wchodzi Filomena
Filomena: Pokój z tobą Mario.
Maryja: Pokój z tobą sąsiadko.
Filomena: Cieszę się, że wróciłaś do Nazaretu.
Pocałunek powitalny
Maryja: Chciałabym zostać w świątyni dłużej, ale myślę, że tu jestem bardziej niż tam potrzebna.
Filomena: Ja też tak myślę, że w Nazarecie jesteś bardziej potrzebna niż w jerozolimskiej świątyni. Chyba sług kapłanom nie brakuje?
Maryja: Nie! Ale pracy też jest bardzo dużo i bezczynnie nie siedziałam nigdy. Tutaj jednak jestem bardziej z siebie zadowolona, kiedy mogę pomóc potrzebującym ludziom.
Filomena: Z pewnością. Niemal codziennie ktoś przychodzi do ciebie po pomoc i często sama wędrujesz po domach, by służyć innym. Myślę jednak, że się przemęczasz Mario. Mało sypiasz, zapominasz o posiłkach. Musisz bardziej dbać o siebie, bo jeśli zachorujesz niewiele innym pomożesz.
Maryja: Trochę przesadzasz Filomeno. Ja jestem już przyzwyczajona do krótkiego snu, a głodna przecież nie chodzę.
Filomena: Mnie taką mową nie przekonasz. Mam się tobą opiekować i nie chcę niczego zaniedbać, a szczególnie tego, co tyczy się twojego zdrowia.
Maryja: Niczego nie zaniedbujesz, jesteś najukochańszą opiekunką i proszę nie martw się o mnie.
Maryja przytula się do Filomeny
Filomena: Moje drogie dziecko, zawsze jesteś pogodna, nawet mimo tych przykrości ze strony Rzymian… A wiesz, że Herod oskarża dwóch synów o spiskowanie przeciw niemu? Pewnie spotka ich tragiczny los. On nie boi się ani ludzi ani Boga.
Maryja: Nie mów tak! Nigdy nie wiadomo co kryje się w duszy człowieka. Może się nawróci?
Filomena: Mario! Zapomnij o tym by Herod kiedykolwiek się nawrócił. Pilnuje on jedynie swojej korony, by jej nie utracić.
Maryja: W takim razie to człowiek chory i potrzebuje naszej modlitwy.
Filomena: Każdy potrzebuje Mario, ale to co wyczynia ten człowiek, przechodzi wszelkie wyobrażenie. W niczym nie przeciwstawi się Rzymowi, jest na wszelkie ich rozkazy, a nas traktuje jak zło konieczne.
Maryja: A rada starszych nie próbowała coś zdziałać?
Filomena: Ależ on nie boi się nikogo. W ogóle nie dopuszcza ich do siebie i żadnych dyskusji z nimi nie prowadzi. A ostatnio kazał nawet pozamykać starców i głodzić ich przez tydzień, by mu więcej nikt nie przeszkadzał w jego ziemskich uciechach.
Maryja: To niesamowite co mówisz Filomeno!
Filomena: Nie pozostaje nam nic innego jak czekać na Boże zmiłowanie.
Maryja: Przecież nadejdzie taki czas, kiedy przyjdzie Mesjasz, aby nam pomóc.
Filomena: Tak Mario – oby się to stało jak najszybciej. Moja droga, pójdę już. Muszę odwiedzić jeszcze Annę i dowiedzieć się czy czegoś nie potrzebuje.
Filomena wychodzi; Maria bierze miotłę i zamiata dom.
Muzyka. AVE MARIA
Narrator: Nadszedł w końcu czas by Anioł Gabriel – posłaniec Boży – przyszedł na ziemię i objawił człowiekowi dobrą nowinę. Jako pierwsza o Mesjaszu-Zbawicielu miała się dowiedzieć Maryja. Bóg wybrał Ją już od wieków spośród wszystkich niewiast na ziemi. Tego dnia Maryja krzątała się po domu i chociaż czasy były niespokojne, radość różowiła jej policzki bo była szczęśliwa. W sąsiedztwie mieszkał bowiem jej narzeczony, Józef. Bardzo kochali się oboje. Józef był biedny, ale dla Maryi nie miało to znaczenia, kochała go. Był szlachetny i uczciwy, darzył ją szacunkiem i miłością. Maryję cieszyły marzenia o wspólnym domu i przyszłości.
Wchodzi Gabriel
Właśnie wtedy ukazał się Posłaniec Boży, staną przed Nią.
Muzyka cichnie; Maryja przestraszona
Maryja: Kto ty jesteś?
Gabriel: Jestem Gabriel.
Maryja: Gabriel? Zdziwiona
Gabriel: Bądź pozdrowiona, Maryjo, Pan z Tobą…
Maryja: Pan z Tobą… powoli i zamyślona
Gabriel: Bóg Ciebie właśnie wyróżnił wśród wszystkich niewiast.
Maryja: O Panie mój, co znaczą słowa tego Anioła? Tak bardzo chciałabym je zrozumieć… powoli klęka
Gabriel: Nie lękaj się, Maryjo, zwiastuję Ci bowiem wielką radość. Oto wkrótce mieć będziesz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Gdy chłopiec dorośnie, będzie królem naznaczonym przez Boga, a Królestwo Jego będzie wieczne.
Podaje Maryi kwiat. Maryja wstaje.
Maryja: Syna Jezusa? Jak to możliwe, skoro nie jestem mężatką?
Gabriel: Dziecko, które się pocznie z woli Boga, będzie nazwane Synem Najwyższego. Twój syn zbawi świat… Czy poddasz się woli Boga?
Maryja: Tak! Ja, Maryja, zawsze będę służyć Panu. Niech się stanie, jak chce Bóg.
Anioł odchodzi; Maryja przygotowuje się do drogi.
Muzyka. VANGELIS
Narrator: Anioł znikną, a Maryja postanowiła podzielić się nowiną z Elżbietą i Zachariaszem, którzy też doświadczyli Bożej łaski. Czym prędzej przyłączyła się do karawany, która wędrowała w kierunku gór Judei, rozmyślając po drodze nad najdziwniejszym zwiastowaniem. Kilka dni Maryja była w drodze.
Muzyka – c.d.
SCENA 2
Narrator: Maryja pragnęła opowiedzieć Elżbiecie i Zachariaszowi o spotkaniu z Aniołem. Była radosna, ale jednocześnie czuła niepokój.
Maryja wchodzi do domu Elżbiety
Maryja: Pokój z tobą kuzynko.
Elżbieta: Pokój z tobą, Mario. Cieszę się, że przyszłaś nas odwiedzić.
Siadają.
Elżbieta: Widzę, że jesteś radosna, ale jednocześnie coś Cię martwi. Powiedz mi Mario, co się stało?
Maryja: Elżbieto, ty zawsze byłaś dla mnie taka dobra i zawsze mnie rozumiałaś. Proszę cię wysłuchaj moich słów.
Chwila ciszy. Maryja się zastanawia
Elżbieta: Nie bój się, mów.
Maryja: Będę miała syna.
Elżbieta: Jak to, co ty opowiadasz??!!!!
Maryja: Posłaniec Boży przyszedł do mnie i oznajmił, że będę Matką Syna Najwyższego, Króla, który zbawi świat.
Elżbieta: Co takiego??!! Kto przyszedł?!
Maryja: Anioł Boży. I powiedział, że urodzę Króla – Jezusa, który zbawi świat.
Elżbieta: mówi bardzo powoli Króla, który będzie Zbawicielem. modląc się mówi dalej: Dziękuję Ci, Panie, Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba, że pozwoliłeś moim uszom usłyszeć tę wiadomość. Bądź Panie uwielbiony na wieki.
A co odpowiedział na tak radosną nowinę twój narzeczony – Józef?
Maryja: I tu jest problem, kuzynko. Jeszcze z nim nie rozmawiałam na ten temat. Obawiam się, jak zareaguje. Ja go tak bardzo kocham, nie chciałabym go urazić.
Elżbieta: Józef jest mądrym człowiekiem. Wierzę, że odczyta Boży plan względem Ciebie. Nie obawiaj się, że go urazisz.
Maryja: Jaka ty jesteś dobra Elżbieto.
Elżbieta: Mario, teraz rozgość się u mnie. Mój dom, jest twoim domem. Odpoczniesz jakiś czas, a potem wrócisz do swojego ukochanego. A teraz chodź, pokażę ci mój ogródek. Jest w nim mnóstwo kwiatów.
Maryja i Elżbieta wychodzą
Narrator: Maryja przez jakiś czas pozostała w gościnie u Elżbiety, a potem wróciła do domu.
Muzyka. VANGELIS
SCENA 3
Maryja w stanie błogosławionym siedzi na krześle zajęta robótką ręczną
Narrator: Po powrocie do Nazaretu Maryja poślubiła Józefa, który tak samo jak ona z całym zaufaniem przyjął wolę Boga i poddał się jej. Uwierzył, że dziecko, które rozwija się pod sercem Maryi, jest Synem Bożym. Więc otaczał żonę opieką i troskliwą miłością.
Wchodzi Józef, podchodzi do zapracowanej Maryi
Józef: Mario… mam złą wiadomość. Oto wyszedł rozkaz cezara Augusta, aby przeprowadzić spis całej ludności zamieszkującej ziemie, którymi on włada.
Maryja: Dlaczego to ciebie martwi, Józefie?
Józef: Dlatego, Maryjo, Józef siada obok Maryi że będziemy zmuszeni udać się do miasta, z którego wywodzi się nasz ród, i tam podać swoje imię.
Maryja: Aż do Betlejem?
Józef: Tak. A to bardzo daleko. Jak podołasz Maryjo kochana, trudom pieszej wędrówki w swoim odmiennym stanie? Że też mnie, biednego cieśli, nie stać nawet na osiołka.
Maryja: Nie martw się, drogi Józefie. Pan jest z nami. Z Nim zawsze czuję się bezpieczna i silna.
Józef: Tak… z westchnieniem. Przygotujmy się więc do podróży.
Muzyka. VANGELIS
Maryja i Józef udają się w podróż.
Narrator: Podobnie jak wielu innych mieszkańców Cesarstwa Rzymskiego, Maryja i Józef udali się w podróż do miasta swoich ojców, by dać się zapisać na liście obecności. Droga z Nazaretu do Betlejem była długa i trudna, szczególnie od Maryi wymagała dużo poświęcenia, ponieważ pod sercem nosiła dziecko – Bożego Syna.
Szopka na scenie; muzyka cichnie
Narrator: Po wielu dniach znużeni wędrowcy dotarli nocą do celu swej podróży. Maryja była tak utrudzona, że ledwie mogła iść, ale nie skarżyła się na nic.
Józef: Chciałbym, abyś mogła wreszcie odpocząć. Poszukajmy jakiegoś noclegu, Mario.
Bezradnie rozglądają się
Maryja: Och! To nie będzie łatwe. W Betlejem są tłumy przyjezdnych.
Narrator: Maryja miała rację. Domy noclegowe były zajęte. Odmówiono im miejsca w gospodzie. Józef rozumiał, że musi znaleźć dla niej bezpieczny kąt, gdzie mogłaby położyć się i odpocząć.
Pewien człowiek wskazuje im miejsce gdzie stoi żłób ze słomą i sianem
Wtedy jakiś życzliwy człowiek wskazał im pustą stajnię, gdzie było siano i słoma, którymi można było wyścielić posłanie.
Maryja i Józef wyścielają żłóbek słomą
Tej nocy, gdy już Betlejem zapadło w sen, Maryja urodziła w pastuszej stajni maleńkiego Synka.
Wchodzą aniołowie z zimnymi ogniami, stają obok kołyski
Owinięty w pieluszki na sianie kwilił Boży Syn.
C Z Ę Ś Ć II
SCENA 1
Wchodzi Stach, siada przy ognisku i gra na flecie
Narrator: Betlejem było biednym i małym miasteczkiem. Posiadało jednak rozległe, nie zamieszkałe okolice wykorzystywane na pastwiska. Tam pracowali pasterze, których często całe życie związane było ze stadami owiec.
Wchodzą Kuba, Maciek, Bartek i Szymek
Kuba: Stachu, czemu jeszcze nie śpisz, przecież już ciemna noc?
Stach: A nie mogę zasnąć. Czuję, że jeszcze dużo się będzie działo tej nocki.
Bartek: Dużo, dużo, czy mało! A wiesz, gdzie się trzoda twa pasie? Jak ci wilki porwą barany to się będzie działo!
Stach: Myślisz, że ja choć młody i gram na flecie, trzody nie pilnuję? A któż lepszy nade mnie? Ja tu przoduję!
Maciek: Znamy my ciebie, znamy dobrze, nie chwal ty sam siebie. Przecież ja Maciek też coś znaczę, choć nie taki grajek jestem.
Szymek: Dobra, już dobra pastuchy kochani. Nie ma się co szarpać. Przecież wszyscy tą samą dolę dźwigamy.
Kuba: Prawdę mówisz Szymku kochany. Czy ja stary, czy on młody, czy jak ten grajek fletowy, wszyscy tak samo za baranami biegamy.
Stach: Tak, tak i wszystkim nam wilki dokuczają jak nasze stada rozpraszają.
Kuba: Ziewa, przeciąga się. A teraz już czas na spanie.
Szymek: Ty Maniek pokazuje na Maćka dzisiaj na czatach będziesz czuwał.
Bartek: A my spoczywaaaamyyy.
Pasterze przygotowują się do spania; Wtem słychać głos wilka.
Szymek: A to co?
Kuba: Znowu te bestie za owce się biorą! Pastuchy, pochodnie i na wilki!!!
Wszyscy wybiegają, tylko Maciek zostaje
Maciek: Panie, Boże, żeby złe sprawy ich nie spotkały, żeby już wracali.
Pasterze wracają
Bartek: Ze złością A ty Maciek co? Czemu wilków nie płoszysz!? Kto twoje barany będzie pilnował!? Ja?
Maciek: Przecież kazaliście czuwać mi na czatach, więc jak mogłem się stąd ruszać?
Stach: Jaki z ciebie błazen!
Kuba: Wystarczy pastuchy! Maciek na czatach zostaje. Reszta się kładzie. Tej nocy wilki już nie przyjdą, do rana mamy spokojne spanie.
Pasterze zasypiają. Po chwili Stach zaczyna głośno chrapać.
Bartek: Cicho być, ty chrapaczu jeden.
Po chwili Stach znowu chrapie
Bartek wstaje ze złością, szybko podchodzi do Stacha, nakrywa mu głowę kożuchem, przy tym uderza pięścią i mówi
Bartek: A masz ty gadzie niedobry.
Cisza. Pasterze śpią. Jedynie Maciek z latarnią czuwa, ale po chwili i on zasypia
Narrator: Miasteczko Betlejem i cała okolica spała, tylko na wzgórzach dookoła płonęły ogniska, przy których ogrzewali się pasterze czuwający nad stadami owiec. Wtem niebo rozjaśniło się blaskiem potężnego światła.
Zapalają się światła. Głośna muzyka. GLORIA, GLORIA
Maciek, który spał z latarnią, zrywa się przerażony
Maciek: Co to? Co to? Nie wiem, czy to na jawie, czy mi się śniło, że koło mojej budy słonko zaświeciło?! Jeszcze nie pamiętam, żeby moje oczy oglądały widok tak cudownej nocy – jak dzisiejsza nocka. Nie wiem, co się dzieje, jeszcze gwiazdy świecą, o północy dnieje. Olaboga! Słońce świeci, jakieś wojsko z nieba leci! Zdaje mi się, że śpiewają, ogniem ziemię zapalają.
Przez scenę przechodzą aniołowie
Gwałtu, gwałtu, pastuszkowie! Słuchajcie, co wam powiem!
Szarpie i budzi śpiących
Jasność bije piorunami! Koniec świata! Źle jest z nami!
Stachu! Stachu!
Stach: A czego?
Maciek: Wstawaj!
Stach: Co złego? Odpycha Maćka
Maciek: Nie złość się, słychać śpiewne głosy.
Stach: Znowu wilki? To wyskocz i odpędź. Układa się do snu
Maciek: Nie! Och wierz mi! W ogniu całe niebiosy!
Stach: Czy prawda?!
Maciek: Widzisz łunę? Pokazuje na światło
Stach: Zrywa się zaciekawiony. A to co? Daj mi sukmanę, to wnet wstanę. Niech oko zobaczy, co to znaczy? Oj! Szczęśliwa to jakaś nowina! Radosna to będzie nasza godzina!
Maciek: No wstań, wstań szybko, pomaga wstać Stachowi nie bredź za wiele. Będziesz miał smutek, nie wesele.
Stach: No! Gdzie ta łuna, co tak o niej bredzisz?
Maciek: wrzeszczy Laboga! Czyś ślepy? Czy jeszcze nie widzisz? Przetrzyj jeno oczy! Spojrzyj w tamtą stronę. Ustawia głowę Stacha w stronę światła. Nad samym Betlejem widać wielką łunę!
Stach: Oj prawda – już widzę, ale to nie żarty, tyś mi mówił prawdę, ja byłem uparty. Oj Maćku mój śliczny! Cóż my uczynimy? Myślę, że najlepiej drugich pobudzimy!
Maciek: Ady poczekaj trochę, nie choć jeszcze, Stachu. Może nadaremnie narobiłem strachu. Sam sobie nie wierzę, morze mi się marzy? Trzeba więc uważać, co tutaj się zdarzy?
Stach: Ej, czego będziesz dłużej czekał, ja krzyknę na drugich, sam będę uciekał. Czym prędzej, tym lepiej, hen! Bydło zagnamy! Bo jak się spóźnimy, to pewnie zginiemy.
Budzą pozostałych śpiących pasterzy
Stach: Bartek, Szymek, Kuba!!! Wstawajcie czym prędzej, bo nad nami zguba!
Maciek: Wstańcie! Wstańcie! Jak zabici śpicie! Ja już dawno wrzeszczę, a wy nie słyszycie!
Pasterze powoli budzą się, ziewają, przeciągają się
Bartek: A czego wrzeszczysz?
Szymek: Co się złego stało?
Kuba: Pewnie naszą trzodę nieszczęście spotkało!
Bartek: Albo wam się śni, albo dusi zmora?
Szymek: A może popiliście sobie z wieczora?
Stach: Jak mnie Maciek budził, wstać mi się nie chciało. Myślałem, że przez sen gada ten nocny maruda. Wrzeszczy i opowiada jakieś nocne cuda. Wstańcie no, bracia, a wszystko ujrzycie, dziwy niesłychane!
Pasterze marudzą, machają z lekceważeniem rękami
Stach: Co? Nie wierzycie??? Jakby ciężkim młotem serce we mnie bije, może z nas już żaden jutra nie dożyje.
Bartek: Spogląda w stronę światła, szybko wstaje Gwałtu! Niebo gore, ziemia się zapala! Widno na cały świat, nieszczęście się zwala. Uciekajmy rychło! Nie ma na co czekać! Lepiej zawczasu, niż późno uciekać!
Pasterze szybko wstają, zaczynają uciekać
Aniołowie zatrzymują ich zachodząc im drogę
Bartek: A to co?
Stach: To chyba nie są wilki.
Maciek: To duuuchyyy.
Szymek: O niebieskie duchy i posłowie nieba, powiedzcie wyraźnie, co nam czynić trzeba? Bo my nic nie pojmujemy, ledwo od strachu żyjemy!
Anioł 1: Wskazuje w stronę światła Idźcie do Betlejem, gdzie Dziecię zrodzone, w pieluszki spowite, w żłobie położone.
Anioł 2: Oddajcie Mu pokłon boski.
Anioł 3: On osłodzi wasze troski.
Anioły odchodzą
Stach: Mój miły Jakubie, co o tym myślicie? Co tu mamy robić, jakże nam radzicie?
Bartek: do Kuby Już wy lepiej na tym się wyznacie, bo czytać umiecie, stare lata macie.
Kuba: Poczekajcie, bracia, chwila namysłu ja już to pojmuję. To światło jest z nieba, co tam połyskuje pokazuje światło. A te zastępy, co my tu widzieli, to ja tak miarkuję, że to są Anieli.
Szymek: Co u nich za nuta, a co za śpiewanie! Nigdy z nas żadnego na takie nie stanie!
Maciek: Co u nich za głosy, a co za kapela! Idzie pod niebiosy, serca rozwesela!
Kuba: Dyć to, mili bracia, samiście słyszeli, co święci Anieli do nas powiedzieli! Nie wiem, czyście zrozumieli wszyscy, że nam iść kazali tam, gdzie światło błyszczy.
Szymek: Już ja wcale pierwszy nie pojmuję tego. Mam iść do Betlejem, a nie wiem dlaczego.
Kuba: Zasłania oczy Od światła wielkiego mało człek nie ślepnie. Serce radość czuje, krew ze strachu krzepnie. Więc Jemu dziś od nas ma być cześć oddana! Pójdźmy do Betlejem, witać swego Pana!
Bartek: Jakże to? Podarunków żadnych nie weźmiemy? Z pustymi rękami do Pana pójdziemy?
Szymek: Tak wielkiemu Panu co my biedni damy?
Kuba: Co kto może, to zaniesie. Weźmiemy co mamy!
Bartek: Biegnij każdy i tu przynieś, co kto ma doma. Przecież bracia, nie pójdziemy z pustymi rękoma.
Pasterze rozbiegają się i wracają z darami
Stach: Czy mało, czy wiele, zanieśmy Panu w kobiele. A ty Maciek, co zaniesiesz?
Maciek: Ja beczułkę słodkiego miodu.
Stach: Ja pół kopy czerwonych jabłek mam tutaj w kobiałce.
Szymek: Ja trochę słoniny wezmę dla Dzieciny; no i bochen chleba zaniosę Panu.
Bartek: Jaj świeżutkich pół kopy zaniosę do szopy i dzbanek śmietany!
Stach: Każdy przyniósł dla Dzieciątka dar swój jako taki. Bo cóż my zaniesiem pasterze – biedaki? A że nic wielkiego nie mamy – to Mu za to wszyscy razem głośno zaśpiewamy.
Kuba: Dziś w żłobie odpoczywa, z nieba zszedłszy Prawda Żywa. Od Aniołów ogłoszony, z Panny w stajni narodzony.
Wszyscy: Odkupiciel.
Maciek: Więc wołaj Stachu, wszystkich do Betlejem, gdzie duża gwiazda na niebie jaśnieje. Bo dziś wszyscy tam zdążają i Boga wielkiego serdecznie witają. Bracia! Wskazuje w stronę stajenki Patrzcie jeno! Jak niebo goreje! Znać, że coś dziwnego w Betlejem się dzieje!
Szymek: Zostawmy budy, porzućmy stada! Niech nimi Pan Bóg włada! Do Betlejem!
Wszyscy: Do Betlejem!!!
Pasterze odchodzą
Narrator: Pasterze odczytali znaki z nieba i udali się do Betlejem. Pragnęli powitać nowonarodzonego Boga-Człowieka, oddać Mu pokłon i złożyć dary.
Muzyka
C Z Ę Ś Ć III
SCENA 1
Muzyka – c.d. Wchodzą Mędrcy rozglądają się, szukają drogi
Narrator: Przyjście na świat Zbawiciela od dawna zapowiadali Prorocy. Biblia mówiła o tym, że Mesjasz narodzi się w Betlejem. Jednak Syna Bożego rozpoznali tylko nieliczni. Jego Matka, opiekun Józef i pasterze. Narodzeniu towarzyszyło pojawienie się gwiazdy szczególnej jasności. To dziwne ciało niebieskie spostrzegli Trzej Mędrcy: Kacper, Melchior i Baltazar. W swoich księgach wyczytali, że pojawieniu się nowych gwiazd towarzyszą niezwykłe zjawiska. Chcieli je poznać. Wybrali się w długą drogę, aż dotarli do ziemi żydowskiej.
Baltazar: Melchiorze, gwiazda, która wskazywała nam drogę znikła, dotarliśmy więc do celu naszej wędrówki.
Kacper: Lecz nie widać nowonarodzonego Króla.
Melchior: Popytajmy mieszkańców tej krainy. Może słyszeli o nowonarodzonym Mesjaszu.
Obok wędrowców przechodzi Izraelita. Mędrcy rozmawiają z nim, coś mu tłumaczą
Przechodzeń: Nie! Nie! Nie! Macha rękami Nic nie wiem o nowonarodzonym królu! Naszym królem jest Herod! Poszukajcie w pałacu! Może tam coś wiedzą o dziecku? Odchodzi.
Kacper: Idźmy więc do pałacu.
Muzyka VANGELIS
Mędrcy odchodzą
SCENA 2
Na tronie siedzi Herod w towarzystwie żołnierzy i służących. Obok staje doradca. Rozmawiają
Narrator: Mimo, że Herod niewiele interesował się życiem w państwie, to jednak wiadomość o królach poszukujących Dziecięcia dotarła do jego pałacu.
Herod: Mówię ci nikt mnie nie kocha!
Doradca: Ależ mylisz się Herodzie. Wielu ludzi…
Herod: krzyczy głośno Nikt, nikt!! Dlatego musiałem ich zabić!
Doradca: Byli złymi ludźmi. Musiałeś to zrobić. Spiskowali przeciwko tobie.
Herod: Milcz!
Doradca: Królu, jako twój doradca zawsze broniłem tylko ciebie i twoich praw. Chciałem jedynie twego dobra.
Herod: Nikomu nie wierzę. Także tobie! Dla zdobycia pieniędzy gotowyś mnie otruć!
Doradca: Na ciebie, panie nikt nawet palca nie podniesie.
Herod: To nie prawda! Cały naród mnie zdradził. A ja tyle dla nich zrobiłem.
Doradca: To tylko niektórzy Herodzie. Lud ciebie kocha.
Herod: Nie!! Ty też jesteś niebezpieczny! Idź już stąd! Wskazuje palcem wyjście.
Doradca wychodzi; po chwili wraca.
Herod: Czego znowu chcesz?!
Doradca: Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Do Jerozolimy przybyli trzej dziwni ludzie. Szukają nowonarodzonego Króla – Zbawiciela.
Herod: Mówi ze złością Co to znowu za szaleństwo?! Jakiego zbawiciela szukają?! Czyżby ktoś śmiał pozbawić mnie władzy?! Kto odważy się zrzucić mnie z tronu?! Ja jestem królem żydowskim! Ja! Ja! Ja!
Doradca: Panie, nie złość się. Zaproś mędrców do siebie. Wypytaj o wszystko, a jeśli nowy król się urodził… to zabij go!!!
Herod: Mówisz, żeby go zabić?! Cisza. Ale jak to zrobić? Mówi powoli Muszę się zastanowić.
Herod chodząc zastanawia się
Narrator: Herod po chwili namysłu zgodził się z opinią doradcy. Wezwał wędrowców do pałacu, by jak najwięcej dowiedzieć się o nowonarodzonym Królu.
Żołnierze wprowadzają Mędrców. Herod siada na tronie. Obok staje doradca
Baltazar: Witaj królu Herodzie. Niech Pan nieba i ziemi obdarzy cię swoim błogosławieństwem.
Herod: Witajcie zacni Mężowie. Rzeknijcie, jakie nowiny mi przynosicie.
Baltazar: Nazywam się Baltazar i jestem badaczem ksiąg. Moimi towarzyszami są znakomici mędrcy. Oto czcigodny Kacper, znawca tajemnych dróg gwiazd. A oto Melchior – przesławny uczony. Kacper doniósł nam wiadomość o tajemniczej gwieździe, która pojawiła się nisko na niebie.
Kacper: Zaczęliśmy szukać wytłumaczenia dla gwiazdy w księgach. Tu okazał swą wiedzę czcigodny i uczony Melchior. W jednej z ksiąg znalazł wiadomość, że pojawi się Boski wysłannik, który jest samą Prawdą. Jego narodzenie zapowie nowa gwiazda.
Melchior: Doszliśmy więc do przekonania, że czas nadszedł i narodził się zapowiedziany przez księgę. Postanowiliśmy zatem udać się w drogę i odnaleźć nowonarodzonego.
Kacper: Przez cały czas gwiazda wskazywała nam drogę, ale teraz nie pokazuje dokładnego miejsca, w którym narodził się Król.
Melchior: Pytaliśmy ludzi, ale oni nie umieli nam nic powiedzieć.
Baltazar: Dlatego przybyliśmy do ciebie. Ty jako król tej ziemi znasz niewątpliwie miejsce narodzin Tego, który stanie się królem nad królami.
Herod: Ze złością Jak powiedziałeś? Król nad królami?! Przecież każde królestwo ma tylko jednego króla!
Baltazar: Święta księga głosi, że ten, który się narodził będzie królem nad wszystkimi królami ziemi i wszystkimi narodami.
Herod: Nie wiem nic o narodzeniu, o którym mówicie. Przyjmijcie gościnę w moim pałacu, a potem idźcie i szukajcie nowego króla. Gdy go znajdziecie… zjadliwie i fałszywie przyjdźcie po mnie, abym i ja mógł oddać mu cześć jako prawemu władcy.
Mędrcy odchodzą
Narrator: Magowie po wyjściu z Jerozolimy mieli widzenie Anioła, który przestrzegł ich przed złymi zamiarami Heroda. Postanowili nie wracać do pałacu.
Muzyka VANGELIS
SCENA 3
Po scenie chodzi zdenerwowany Herod
Narrator: Herod przypuszczał, że spisek z Mędrcami może się nie udać. Wysłał więc doradcę aby ich śledził i wypatrzył, gdzie narodził się nowy Król.
Wchodzi zmęczony doradca
Herod: Wreszcie wróciłeś. Gdzie jest ten nowy Król?!
Doradca: Przestraszonym drżącym głosem. Zniknęli.
Herod: Kto zniknął?
Doradca: Trzej królowie.
Herod: A gdzie jest ten nowy Zbawiciel?!
Doradca: Łaski królu, łaski. Klęka przed Herodem. Nie wiem. Nie znalazłem Go.
Herod: Kłamiesz!
Doradca: Panie, to wszystko jest w rękach Bożych. To niemożliwe, aby to Dziecię…
Herod: A jednak go widziałeś! Hetmanie!
Wchodzi Hetman
Hetman: Natychmiast wyruszysz z wojskiem i odszukasz nowo narodzonego króla. Masz go odnaleźć. Jeśli go nie znajdziesz, masz pozabijać wszystkich chłopców do drugiego roku życia! Mojego syna też! A tego niewdzięcznika wskazuje na doradcę wtrącisz do lochu! To rozkaz!!
Hetman wyprowadza doradcę
Muzyka VANGELIS (dzieci)
Wbiega przerażona królowa
Królowa: Królu, panie, cofnij te rozkazy, co ci winien nasz kochany syn, te dzieci małe?
Herod: Jak rozkazałem tak się stanie i niczego nie będę odwoływał!
Królowa: Mniej litość nad nimi.
Herod: Nie, nie cofnę tego co powiedziałem!
Królowa: Obyś zginą ty wstrętny człowieku bez serca i litości. Żadna krzywda ludzka cię nie wzruszy. Żądny jesteś władzy i doprowadza cię to szaleństwa. Jesteś głupcem, głupcem na tronie… Zgiń, zgiń ty poczwaro!
Królowa wybiega
Po chwili słychać śmiech Szatana
Przerażony Herod woła za Hetmanem
Herod: Hetmanie, Hetmanie!
Śmiech Szatana się wzmaga
Herod: Hetmanie, gdzie jesteś?!
Herod pada na scenę
Muzyka VANGELIS.
C Z Ę Ś Ć IV
SCENA 1
Kolęda GDY SIĘ CHRYSTUS RODZI
Maryja i Józef. Aniołowie wokoło kołyski z Dzieciątkiem Jezus
Anioł 1: Witaj, Jezu, na tej ziemi, położony w żłobie. Witają Cię Aniołowie, kłaniają się Tobie. Oddaje pokłon.
Anioł 2: Czy nie zmarzły Ci, Maleńki, Twoje rączki, nóżki? Jak pozwolisz, to je trochę ogrzeję serduszkiem!
Anioł 3: W żłobie leżysz, Jezu mały. W szopie masz mieszkanie. Ale chciałeś przyjść na ziemię, bo kochasz ludzi, Panie.
Anioł 1: Zaśpiewajmy Mu na chwałę. Stańmy przed Nim w koło. Ja Mu nóżki ucałuję od wszystkich Aniołów.
Anioł 2: Teraz trzeba tę nowinę zanieść już do ludzi. Chodźmy prędko to ogłosić i wszystkich obudzić.
Anioł 3: Chodźcie, chodźcie, pastuszkowie. Słuchajcie! Nowina! Tutaj w szopie, na sianie leży Bóg – Dziecina!
Wchodzą pastuszkowie, śpiewają kolędę
Kuba: Cicho. Patrzcie, to Anioły z niebieskiej krainy. Czy słyszycie? O Dzieciątku gadają!
Anioł 3: To Syn Boży się narodził, aby ludzi zbawić.
Kuba: oddając pokłon mówi Boże Wielki dziś zrodzony, co na sianku leżysz, przyjmij te ubogie dary od swoich pasterzy.
Stach: Tak się cieszę, Dzieciątko, że zostaniesz z nami, więc przyniosłem Ci w prezencie koszyk z jabłuszkami.
Szymek: Ja słoninkę i chlebek Ci przyniosłem świeżo upieczony, abyś głodny nie był , Boże dzisiaj narodzony.
Bartek: A to jajka, świeżo zebrane, niech Cię Panie radują, bo z pokłonem dane; i masz jeszcze Maleńki, śmietanę w garnuszku, bo Cię wielbi całe me serduszko.
Maciek: A Maćka serduszko bardzo ukochało Króla maleńkiego, dlatego całując nóżki, całuje kołyskę ofiarowuje beczułkę miodku słodziutkiego.
Kuba: A to kogucik najpiękniejszy, urodziwy, niech swym dźwięcznym pianiem koi płacz Twój Panie Miłościwy.
Stach: Zaśpiewamy teraz Tobie wesołe piosneczki, abyś do nas się uśmiechał, Jezu malusieńki.
Pasterze stoją wokół żłóbka i śpiewają kolędę
Szymek: Kochamy Cię, Boże Dziecię, i chwalimy Ciebie. Dobry Jezu, kiedyś będziesz najlepszym Pasterzem. Będziesz pasał swe owieczki. Od zguby ratował. Wszystkich! Wszystkim ludziom świata będziesz pasterzował!
Wchodzą Mędrcy
Bartek: Zauważa Mędrców. O! Patrzcie! Do stajenki idą trzej królowie. Bardzo ładnie wystrojeni w koronach na głowie!
Kuba: Hej! Pasterze! Zróbmy miejsce dla z daleka gości! Boże Dziecię wszystkich przyjmie, każdego ugości.
Wchodzą Mędrcy z darami
Kacper: W moim kraju, stąd daleko słyszałem o Tobie. Witam Ciebie, Królu-Dziecię, urodzony w żłobie. Gwiazda moja mnie do Ciebie prosto prowadziła. Złoto w darze Ci przyniosłem, Dziecineczko miła.
Melchior: Ja przyniosłem Ci kadzidło wonne i pachnące, by Cię uczcić, Dziecię Boże, na sianku leżące.
Baltazar: A ode mnie wonna mirra dla Ciebie zebrana, boś z wielkiego nieba przyszedł, aby cierpieć za nas.
Maryja: Wychodzi na środek. Przylecieli Aniołowie. Zaśpiewali Jezusowi: witaj Jezu ukochany, na tę ziemię dziś zesłany.
Anioł 2: Pastuszkowie wnet przybiegli, którzy owiec swoich strzegli. Dzieciąteczko, witaj w żłobie, wyznajemy Boga w Tobie.
Anioł 3: Trzej królowie przyjechali, mnogie dary poskładali. Witaj Jezu, świata Panie. Przyjmij nasze powitanie.
Kolęda. Wszyscy wychodzą na scenę
Dziwne… Początek super
Są fajne